Brzydkie kaczątko - bajka o łabędziej rodzinie

Bajka pochodzi z książki Clarissy Pinkoli Estés "Biegnąca z Wilkami":

Zbliżała się pora żniw. Stare kobiety robiły zielone laleczki z kaczanów kukurydzy. Starzy mężczyźni naprawiali kołdry. Dziewczęta wyszywały czerwone kwiaty na białych sukienkach, chłopcy, śpiewając, układali stogi siana. Kobiety szyły szorstkie koszule z samodziału na nadchodzącą zimę. Mężczyźni pomagali zrywać, zbierać, ścinać i wykopywać plony, jakie dały pola. Liście na drzewach trzymały się coraz słabiej. A nad rzeką kacza matka siedziała w gnieździe.




Wszystko szło jak należy i wreszcie, jedno po drugim, jajka zaczęły drżeć w środku, na skorupkach pokazały się rysy i wykluły się młode kaczątka. Ale jedno jajo, większe od pozostałych, leżało dalej w gnieździe, nieruchome jak kamień. Stara kaczka przyszła w odwiedziny do kaczej matki, a ta pochwaliła się swoimi dziećmi.

- Czy nie są piękne? - chełpiła się.

Ale stara kaczka dostrzegła jajko i zaczęła ją namawiać, żeby dała sobie z nim spokój.

- To indycze jajo - wykrzyknęła. - Nic ci po nim. Indyki boją się wody, nie zmusisz go do pływania żadną siłą. - Wiedziała, bo kiedyś już sama tego próbowała.

Ale kacza matka pomyślała, że skoro już tyle siedziała, jeszcze trochę nie zaszkodzi.

- Nie martwię się o to. Czy wiesz, że ten nicpoń, ich ojciec, ani raz się u mnie nie pojawił?

Wreszcie wielkie jajko zaczęło się trząść i obracać. W końcu pękło i z wnętrza wyturlało się wielkie, niezgrabne stworzenie. Skórę miało całą w niebieskich i czerwonych żyłkach, nogi jasnofioletowe, a oczy różowe.

Kacza matka przekrzywiła głowę, wyciągnęła szyję i bacznie się przyjrzała. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie powiedzieć:

- Co za brzydactwo! Może to rzeczywiście indyk? - martwiła się. Jednak brzydkie pisklę razem z innymi powędrowało do wody.

- To moje własne, chociaż tak dziwnie wygląda. Ale właściwie, w odpowiednim świetle... jest prawie ładne.

Pokazała je więc innym ptakom na wiejskim podwórzu, ale nie minęła chwila, a któraś z kaczek podbiegła i uszczypnęła brzydkie kaczątko w szyję.

- Przestań! - krzyknęła matka. Ale napastniczka splunęła z pogardą:

- Co za paskudne dziwadlo. Aż się prosi, żeby je poszturchać. Najważniejsza z kaczek, z czerwonym gałgankiem na łapie, odezwała się:

- O, następne! Jakbyśmy nie mieli dość dziobów do wykarmienia. A widzicie to pisklę, to wielkie brzydactwo, to chyba jakaś pomyłka.

- To nie żadna pomyłka - żachnęła się kacza matka. - Będzie bardzo silny. Po prostu za długo siedział w jaju i jest trochę niewydarzony. Ale niedługo z tego wyrośnie i będzie jak wszystkie, zobaczycie. - I wygładziła mu postrzępione piórka.

Inne domowe ptaki robiły wszystko, by pognębić brzydkie kaczątko. Rzucały się na nie, biły, dziobały, syczały i skrzeczały. Z czasem traktowały je coraz gorzej. A ono się kryło, zaszywało w kącie, uskakiwało, uciekało na prawo i lewo, ale nie umiało uniknąć ciosów i docinków. Było najnieszczęśliwszym stworzeniem na świecie.

Na początku matka je broniła, ale później i ona, zmęczona tym wszystkim, wykrzyknęła w gniewie:

- Lepiej, żebyś sobie poszło w siną dal!

I brzydkie kaczątko odeszło. Z powyrywanymi piórami, potargane, poturbowane, biegło i biegło, aż dotarło do bagien. Tu wyczerpane położyło się z wyciągniętą szyją na skraju i napiło wody z moczarów.

Spomiędzy sitowia obserwowały go dwie dzikie gęsi. Właściwie były to młode gąsiory i dlatego puszyły się jak pawie.

- Hej, paskudo - zachichotały - chcesz z nami polecieć nad sąsiednie bagnisko? Pełno tam młodych niezamężnych gęsi, jest w czym wybierać.

Nagle rozległy się strzały i gąsiorki padły nieżywe, a woda w moczarach poczerwieniała od krwi. Brzydkie kaczątko dało nura w szuwary, skuliło się ze strachu; dookoła huczały wystrzały, unosił się dym i zapach prochu, ujadały myśliwskie psy.

Wreszcie zapadła cisza; kaczątko wyszło z kryjówki i zaczęło uciekać jak najdalej od bagien. Pod wieczór przybyło do nędznej chatynki, której drzwi trzymały się na jednym zawiasie, a w ścianach było więcej szpar niż całych desek. Mieszkała tu stara obdarta kobieta z kudłatym kotem i zezowatą kwoką. Kot za dach nad głową odwdzięczał się łowieniem myszy, a kwoka - składaniem jaj.

Stara kobieta ucieszyła się z kaczki.

- Może będzie się niosła - pomyślała - a jak nie, zabijemy ją i zjemy.

Kaczątko więc zostało, ale kot i kwoka nie dawały mu spokoju, gderając:

- Co z ciebie za pożytek, skoro nie umiesz ani składać jajek, ani łapać myszy?

Kaczątko z westchnieniem wyznało, że najbardziej na świecie kocha bezkresne błękitne niebo i nurkowanie pod chłodną niebieską wodą. Kotu nie mieściło się w głowie, jak można robić takie rzeczy, więc wyśmiał kaczątko za te głupie marzenia. Kwoka też drwiła, nie widząc sensu w nurkowaniu i moczeniu sobie piór. W końcu stało się jasne, że kaczątko nie zazna tam spokoju, więc poszło szukać szczęścia dalej.

Dotarło nad staw, a kiedy po nim pływało, zaczęło się robić coraz zimniej i zimniej. Po niebie przelatywał klucz urzekająco pięknych ptaków, jakich jeszcze nigdy w życiu nie widziało. Wołały do niego, a ich głosy obudziły w nim bezbrzeżną tęsknotę, aż serce mu podskoczyło i omal nie pękło z radości i bólu. Zawołało do nich obcym sobie głosem, jakiego nigdy wcześniej z siebie nie wydało. Nigdy nie widziało cudowniejszych stworzeń i nigdy nie czuło się tak osierocone.

Obracało się na wodzie, żeby jak najdłużej za nimi patrzeć, aż zniknęły mu z oczu; potem zanurkowało na samo dno jeziorka i przysiadło tam, drżąc. Nie posiadało się ze wzruszenia, bo poczuło rozpaczliwą miłość do tych wielkich białych ptaków, miłość, której nie pojmowało.

Zaczął wiać ostry, zimny wiatr i z każdym dniem wiał coraz mocniej; jezioro zamarzło, a lód pokrył się śniegiem. Starzy ludzie tłukli zamarznięte w wiadrach mleko, kobiety długo w noc siedziały przy kołowrotkach. Matki karmiły dzieci przy świetle świec, a mężczyźni nocą, pod białym północnym niebem, szukali zagubionych owiec. Młodzieńcy brnęli w śniegu po pas, by wydoić krowy, a dziewczęta przy gotowaniu wyobrażały sobie, że widzą twarze przystojnych chłopców w płomieniach ognia. A w pobliskim stawie kaczątko musiało pływać coraz szybciej i szybciej w kółeczko, żeby ostatnie miejsce na wodzie nie zamarzło.

Aż pewnego ranka obudziło się przymarznięte do lodu. Wtedy poczuło, że pewnie niedługo umrze. Dwie dzikie kaczki sfrunęły z góry i zaczęły się ślizgać po lodzie. Zauważyły kaczątko.

- Aleś ty brzydki – kwaknęły - Niedobrze, fatalnie. Dla takiego już nic nie można zrobić. - I odfrunęły.

Szczęśliwie się złożyło, że nadszedł jakiś wieśniak i uwolnił kaczątko, krusząc łopatą lód dookoła niego. Podniósł kaczątko, schował je pod płaszczem i pomaszerował z nim do domu. W domu gospodarza dzieci wyciągały ręce do kaczątka, ale ono się spłoszyło. Podfrunęło w górę, na krokiew, strącając cały kurz na masło. Stamtąd wpadło prosto do bańki z mlekiem, a kiedy szamotało się całe mokre i oślepione, przewróciło się i wpadło do mąki. Żona wieśniaka przegoniła je miotłą, a dzieci aż piszczały ze śmiechu.

Kaczątko wybiegło na dwór przez drzwiczki dla kota i padło w śniegu półżywe. Stamtąd powlokło się do następnego stawu, następnego domu, następnego stawu, następnego domu i tak spędziło całą zimę, między życiem a śmiercią.

Jednak w końcu przyszedł łagodny oddech wiosny - stare kobiety zaczęły trzepać puchowe pierzyny, a mężczyźni pochowali ciepłą bieliznę. Nocami rodziły się nowe dzieci, a ich ojcowie dreptali po podwórkach pod gwieździstym niebem. Za dnia dziewczęta wsuwały żonkile we włosy, a chłopcy przyglądali się ich zgrabnym łydkom. Woda w stawie zrobiła się cieplejsza i brzydkie kaczątko, które tam pływało, wreszcie mogło rozpostrzeć skrzydła.

Jakie były wielkie i silne! Uniosły je wysoko nad ziemię. Z powietrza zobaczyło sady w białym kwieciu, rolników orzących pola, młode stworzenia wszelkiego rodzaju wykluwające się z jaj, gramolące się niezdarnie, bzyczące, pływające. I staw, w którym pluskały się trzy łabędzie, te same piękne ptaki, które kaczątko widziało jesienią, te same, które wzbudziły w jego sercu taką tęsknotę. I zapragnęło się do nich przyłączyć.

A co będzie, jeśli najpierw udadzą, że mnie lubią, a jak się zbliżę, odlecą ze śmiechem? - pomyślało kaczątko. Ale poszybowało w dół i wylądowało na stawie z mocno bijącym sercem.

Gdy tylko go zobaczyły, zaczęły podpływać bliżej.

Na pewno to już mój koniec – myślało kaczątko – ale jeśli mam zginąć, to wolę, żeby mnie zabiły te piękne stworzenia, a nie myśliwi, gospodynie albo mrozy.

I pochyliło głowę, czekając na cios.

Ale cóż to? W wodzie ujrzało odbicie łabędzia w pełnej krasie, w śnieżnobiałym upierzeniu, ze śliwkowymi oczyma. Brzydkie kaczątko zrazu nie rozpoznało w nim siebie, bo wyglądało zupełnie tak samo jak owi piękni nieznajomi, zupełnie jak te ptaki, na które z daleka patrzyło z takim podziwem.

I wreszcie okazało się, że jest jednym z nich. Jajo przypadkowo poturlało się do kaczego gniazda. Było łabędziem, pięknym, dostojnym łabędziem. Po raz pierwszy w życiu krewniacy zbliżyli się i dotknęli go delikatnie, kochająco, końcami długich skrzydeł. Głaskali go dziobami i pływali dokoła niego, jakby pozdrawiając.

A dzieci, które przyszły nakarmić łabędzie kawałkami chleba, zawołały:

Patrzcie, jeszcze jeden! - I jak to dzieci, pobiegły wszystkim o tym opowiedzieć. Stare kobiety zeszły nad wodę, rozplatając długie srebrne włosy. Młodzi mężczyźni brali wodę w złożone dłonie i chlapali na dziewczęta, które czerwieniły się jak płatki róż. Mężczyźni przerywali dojenie, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Kobiety podnosiły głowy znad szycia, by się pośmiać do mężów. A starcy opowiadali: historie o tym, że wojna jest za długa, a życie za krótkie.

I jedno po drugim, bo i czas, i życie, i namiętność przemijają, oddalali się w tańcu; chłopcy i dziewczęta, mężowie i żony, dzieci i łabędzie, zostawiając tylko nas i wiosnę, a nad rzeką inna kacza matka siedziała w gnieździe, wysiadując jaja.

-----------------------
Problem odmieńców jest stary jak świat. Wiele baśni i mitów jest osnutych wokół motywu wyrzutka. W takich opowieściach główny bohater cierpi z powodu wydarzeń niezależnych od niego, często z powodu katastrofalnego w skutkach niedopatrzenia. W baśni o Śpiącej Królewnie trzynasta wróżka zostaje pominięta i nie zaproszona na chrzciny. Rzuca klątwę na dziecko, co kończy się wygnaniem wszystkich osób z nim związanych. Czasami wygnanie jest wynikiem czystej podłości, tak jak w baśni Mądra Wasylisa, w której niedobra macocha wysyła przybraną córkę w ciemny las.

W innych przypadkach wygnanie jest następstwem błędu naiwności. Grecki bóg Hefajstos bierze stronę swej matki Hery w sporze z Zeusem. Zeus wpada w straszliwy gniew i strąca Hefajstosa z Olimpu, skazując go na kalectwo i wygnanie.

Czasem wygnanie jest skutkiem zawartego w niewiedzy układu z siłą nieczystą, tak jak w opowieści o człowieku, który za garść złota godzi się przybrać na kilka lat postać zwierzęcia, a potem odkrywa, że oddał duszę diabłu pod przebraniem.

Temat Brzydkiego Kaczątka jest uniwersalny. Wszystkie baśnie dotyczące wygnania zawierają to samo jądro znaczeniowe, choć każda obleczona jest w zewnętrzne szaty oddające tło kulturowe danego społeczeństwa czy epoki, a także talent literacki indywidualnego pisarza.

Najważniejsze dla nas przesłania baśni, są następujące:

Kaczątko symbolizuje dzikie siły natury, które pod presją przeciwności i niedostatku instynktownie walczą o przetrwanie za wszelką cenę. Dzika natura instynktownie czepia się życia i wychodzi cało z opresji, raz z godnością, innym razem nie bacząc na honor, ale tak czy inaczej trwa. I za to należy być wdzięcznym. Dla Dzikiej Kobiety zdolność przetrwania to największy atut.

Drugi główny aspekt opowieści mówi o tym, że jeśli niepowtarzalna, duchowa wrażliwość jednostki, która zarazem tworzy jej instynktowną i duchową tożsamość, znajdzie się w otoczeniu rozumiejącym i akceptującym, to człowiek czuje niezwykły przypływ sił życiowych. Odnalezienie własnej psychicznej rodziny daje człowiekowi siłę witalną i poczucie przynależności.


Zaproś mnie do wsparcia Twoich marzeń. Zapisz się na bezpłatną pierwszą sesję: Sylwia Zawada, Certified Coach CoachWise™, Warszawa, tel. 795 069 695 lub e-mail: sylwia.zawada at gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz